Kamień naturalny (cz. VI)

Katedry gotyku są ogromne. Ich fundamenty sięgają 10 metrów w głąb, a jest to przeciętny poziom stacji paryskiego metra. Katedra w Amiens, zajmująca powierzchnię blisko 8 tysięcy metrów kwadratowych, pozwalała całej dziesięciotysięcznej ludności Amiens uczestniczyć w jednym nabożeństwie.
Współcześnie rolę „religii” pełni „kult” piłki nożnej, dyscypliny samej w sobie ciekawej, zwłaszcza, kiedy rozgrywane są mistrzostwa świata. Ale miast milionowych mamy na Ziemi dużo, podczas gdy największy na świecie stadion, brazylijska Maracana, może pomieścić ledwie… sto osiemdziesiąt tysięcy osób, wynikałoby z tego, iż miłość Boga w wiekach średnich była większa niż współczesne ukochanie piłki.

Materiały - Kamień naturalny (cz.  VI)

Gotyk. Sklepienie krzyżowo-żebrowe

Nie sama jednak miłość była motorem działania ludzi gotyku. Ożywiał ich też iście sportowy duch, nakazujący im wznosić jak najwyższe budowle, każde duże miasto chciało być lepsze od drugiego.
Iżby dorównać mieszkańcom Chartres, którzy na 105 metrów wznieśli iglicę swej katedry, trzeba by obecnie zbudować trzydziestopiętrowy wieżowiec. Aby dorównać ludziom ze Strasburga – wysokość katedry; 142 metry – należałoby postawić gmach czterdziestopiętrowy.
Całe stulecia historycy, zachwycając się nimi i analizując owych różnice w artystycznym wyrazie, zaniedbywali postawić parę pytań zgoła zasadniczych.

Mianowicie:
Dlaczego zaczęto je budować?
Kto to finansował? Ile kosztowała budowa?
Jak zorganizowana była praca, kto ją wykonywał, skąd brano budulec, jak go transportowano, i tak dalej.
Jedenasty wiek w dziejach zachodniej Europy zaznaczył się ożywieniem gospodarczym. Było ono dziełem kupców – ryzykantów, ludzi „luźnych”, niechętnych władzy pana feudalnego; poszukiwacze przygód i okazji do dobrego zarobku poczną przewozić towary z kraju do kraju, dzięki nim ożywi się handel i miasta zaczną żyć na nowo.

Przede wszystkim powracają nowe miasta, założone przez przedsiębiorcze jednostki, skuszone wolnościami oferowanymi przez seniorów feudalnych, którzy chcieli tych ludzi zachęcić, by właśnie do nich przybyli.
Gospodarka XI, XII i częściowo XIII stulecia rozwija się w warunkach wolnej konkurencji. Nie ma jeszcze cechów. Te pojawią się później, dławiąc rodzący się kapitalizm.
Rozwija się obrót wekslowy, powstają wielkie domy bankierskie i handlowe, spółki komandytowe, kantory wymiany walut. Miasta zyskują samorządność. Wrogo nastawiony wobec przejawów chęci zysku Kościół, będzie tej „nowej klasie” przypisywał nieczyste sumienia i nakłoni ją do dobroczynności. Stąd finanse na budowę katedr.

Materiały - Kamień naturalny (cz.  VI)

Notre-Dame. Paryż.

Ale nie była to jedyna przyczyna. Nawet nie – najgłówniejsza.
Były i inne: duch bicia rekordów i fakt słabnięcia popularności ruchu krucjatowego. W 50 lat po sukcesie pierwszej krucjaty zainteresowanie zbrojnymi wyprawami w obronie Królestwa Jerozolimskiego osłabło. Jednocześnie Kościół przyznaje osobom zarządzającym warsztatami budowlanymi prawo udzielania odpustów tym grzesznikom, którzy w ramach ekspiacji zdecydują się na finansowe wsparcie budowy katedr.
Zostaje podjęta krucjata katedr. O jej powodzeniu zadecydowała mentalność średniowiecznego mieszczaństwa, ożywionego lokalnym patriotyzmem. Przez tych ludzi przemawiała radość. Życie nie było wtedy tak strasznie ponure jak teraz. Wysokość katedr wyrażała entuzjazm tej młodej epoki.
W 1163 roku najwyższa jest Notre-Dame. Jej sklepienie znajduje się na wysokości 35 m. W 1194 r., miasto Chartres bije Paryż o półtora metra. Katedra w Reims (1212 r.) osiąga 38 m wysokości sklepienia. Katedra w Amiens (1221 r.) – 42 metry. W Beauvais (1225 r.) – 48 metrów. Wieże są znacznie wyższe. Do tej pory fachowcy nie odpowiedzieli na pytanie, jak dwunastowiecznym budowniczym udało się osiągnąć tak znaczne wysokości, zważywszy na ubóstwo ich technicznych i naukowych środków.

Aliści poziom 48 metrów wysokości sklepienia był już za wysoki. Sklepienie katedry w Beauvais runęło w 1284 r.
Wielkie katedry były potrzebne do organizowania uroczystości i ceremonii skupiających całą ludność. Służyły nie tylko celom religijnym, także towarzyskim.
Gdy mieszczanin opuszczał swój mroczny dom, o niewielkich oknach zasłoniętych drewnianymi okiennicami, i wąskimi uliczkami podążał na świąteczne nabożeństwo, widoczne nad dachami iglice katedry wydawały mu się jeszcze bardziej strzeliste niż współcześnie, kiedy miasta pną się w górę.
Katedry wznoszono tak długo, że człowiek miał niewielkie szanse doczekania kresu budowy, obserwował wieczny chaos. Rusztowania przyczepione do murów zakrywały część budowli. Różni rzemieślnicy kręcili się na małej przestrzeni wśród wózków przywożących materiały budowlane. Byli tam rzeźbiarze, kamieniarze, murarze, gipsiarze, dekarze, kowale, rębacze obciosowujący kamień, ołownicy i rzemieślnicy – układacze kamiennych ciosów.
Przechodząc obok portalu katedry, mieszczanin rozpoznawał w rzeźbach dobrze mu znane obrazy z Biblii. Ta sama księga obrazów i metafor służyła ludziom prostym i wykształconym. Wchodząc do wnętrza kościoła mieszkaniec średniowiecznego miasta odnajdywał kolejne znane mu obrazy. Kiedy zaczęto robić coraz większe okna, aż czterdziestometrowej wysokości, powierzchnia murów zmniejszyła się i zabrakło miejsca na malowanie fresków. „Księgę obrazów” przeniesiono na witraże, nierozłączne związane z gotycką katedrą.

Budowniczowie i fundatorzy ryli swe imiona na okrągłych płytach kamiennych, umieszczonych na osi nawy głównej. Średniowiecze wcale nie tęskniło do anonimowości.
Kierownictwo robót spoczywało w doświadczonych rękach kapituły. Kanonicy i biskupi umierali, a kapituła trwała. Kanonicy składający się na kapitułę mieli na ogół dobre prebendy i część swych dochodów przeznaczali na budowę, a resztę niezbędnych środków organizowali, co wymagało nieustannego wysiłku, podobnie jak dozór nad ekipami wykonawczymi. Zbierali się raz w roku, by wyznaczyć prowizora, którego zadaniem było prowadzenie rachunków i kierowanie warsztatem budowlanym. Czasem był on osobą świecką.
Wielki ruch krucjat katedralnych zgasł we Francji w II poł. XIII stulecia. Powodem była zarówno wiosna stuletnia – budowniczowie się rozeszli, znajdując zatrudnienie przy budowie obiektów militarnych, od czego popsuła się ich sztuka – jak i osłabienie ducha religijności, oraz wolnej konkurencji. W Niemczech trwał dłużej, bo i zaczął się później.
W jaki sposób nie znający geometrii ludzie dojrzałego, pełnego energii średniowiecza mogli konstruować tak wspaniałe i trwałe budowle? I. Gimpel przypuszcza, że niektórzy z architektów stykali się z dziełami Arabów, a do większości ze swych wniosków doszli metodą empiryczną. W każdym razie pewne jest, iż ożywiał ich duch poszukiwań, sprawiający, że „katedra z końca XIII w. różni się od dawniejszej setkami udoskonaleń o mniejszym lub większym znaczeniu”.

Sukces krucjaty katedr miał wielu ojców, należeli też do nich, bez wątpienia, architekci.
Jednym z nicch był Villard de Honnecourt, dobrze znany dzięki temu, że jego pamiętnik, będący jakby notatnikiem czasu budowania, dotrwał do naszych czasów i że został fachowo wydany i skomentowany.

Materiały - Kamień naturalny (cz.  VI)

Sam trzynastowieczny twórca tak nam się przedstawia:
„Villard… pozdrawia was i prosi tych wszystkich, którzy zajmują się różnego rodzaju pracami, o jakich mowa jest w tej księdze, aby modlili się za jego duszę i aby zachowali go w pamięci: księga ta bowiem wielce może być pomocna do zapoznania się z zasadami robót murarskich i konstrukcji ciesielskich”.
Wieki średnie charakteryzował duch syntezy. Nie było mowy o wąskich specjalizacjach, nasz bohater był człowiekiem stroniącym od pomocy przedsiębiorcy budowlanego, gdyby taki zawód wtedy istniał. Sam umiał pokierować grupą roboczą. Nie tylko planował, również wykonywał. Nie organizował jedynie finansowych podstaw danego przedsięwzięcia. Tym zajmowali się zleceniodawcy. Prócz tego robił wszystko. Średniowieczny architekt, jak Villard, tak samo był dobry w teorii, jak i w praktyce.

De Honnecourt działał w tej samej okolicy, z której pochodził. Nie znane było wówczas pojęcie twórcy niezrozumiałego przez otoczenie. To pojęcie powstało w późniejszym czasie. Wszyscy, analfabeci i ludzie wykształceni, posługiwali się identycznym kodem kulturowym.
Villard wiele podróżował, podobnie jak inni „pracujący w kamieniu”, ludzie jego epoki. Odwiedził Reims, gdzie odrysował elewacje katedry, Chartres i Lozannę. Przewędrował całe Niemcy i dotarł nawet na Węgry. Szkicował tysiące rzeczy go interesujących, rysował owady i zwierzęta, ludzi, rzeźby i architektoniczne detale. Rysunki te posłużyły potem za modele rzeźbiarzom.

Rysował święte postacie oraz akty, murarzy grających w kości i zmagających się zapaśników. Upodobania żywił zgoła renesansowe.
Lubił bardzo to, co dziś zwiemy gadgetami. Mechaniczne urządzenia chciałby umieszczać wszędzie, nawet w kościołach.
„Tym sposobem sprawi się, że głowa orła obracała się będzie ku księdze czytającemu Ewangelię”.
„Ten przyrząd dobry jest dla biskupa. Może on śmiało uczestniczyć w sumie, jeśli będzie trzymał go w dłoniach, ręce mu nie zmarzną, dopóki ogień nie wygaśnie. Przyrząd ten zrobiony jest w taki sposób, że w którąkolwiek stronę go się obróci, piecyk zawsze zostanie w pozycji pionowej”.
Niewątpliwie, kwestia ogrzewania ogromnych wnętrz katedr, zamków i ratuszy, była niezmiernie delikatna. Średniowiecze było zimne, chorowali wszyscy, infekcje dróg oddechowych zabijały więcej ludzi aniżeli dżuma i cholera. Jedyną na nie radą było… posiadanie odpowiednio odpornego organizmu.
Villard pasjonował się także poważniejszymi (w sensie technicznym) zagadnieniami. Zaprojektowany przezeń dźwig to śruba połączona z lewarem. Chwalił się, że dzięki jego wynalazkowi powstał „jeden z najsilniejszych przyrządów do podnoszenia ciężarów”. Właśnie. Jak radzono sobie z targaniem na górę tych potwornych ilości kamiennych ociosanych bloków oraz innych materiałów budowlanych? Używano wielkich kół, po szprychach których niczym cyrkowi artyści chodzili robotnicy. Do wprawienia ich w ruch potrzebny był nie tyle wysiłek mięśni, co zręczność. Po zakończeniu prac budowlanych koła często zostawiano przy katedrze. Przydawały się do konserwacji górnych partii katedry. W użyciu były też znane już w epoce poprzedniej kołowrotki i kabestany. Nie stosowano natomiast systemu równi pochyłej, z uwagi na wielkie stłoczenie domów dokoła placu budowy. Duża gęstość zaludnienia w obrębie murów obronnych, gdzie grunt był najdroższy, była cechą typową dla miasta średniowiecznego. Budową dźwigów zajmowali się mistrzowie ciesielscy.

Materiały - Kamień naturalny (cz.  VI)

Przekrój poprzeczny nawy kościoła Amiens.

De Honnecourt znał podstawy geometrii i wykorzystywał tę wiedzę w swej pracy architekta.
Uczony komentator jego dzieła pisze, co następuje (Lassus, cytuję za J. Gimplem):
„…znalezienie środka koła na podstawie położenia trzech punktów leżących na obwodzie lub sprawdzenia kątownicy, wskazują na znajomość własności koła oraz prostopadłych linii, podstawą dla mierzenia odległości między jednym punktem a innym, do którego nie można się dostać, jest twierdzenie o podobieństwie trójkątów…”
W jedenastym wieku najwybitniejsze umysły nie były w stanie samodzielnie przeprowadzić żadnego dowodu geometrycznego (a katedry – romańskie – powstawały). W trzynastym stuleciu było już inaczej. Skąd ta wiedza pochodziła?

Częściowo ludzie tej epoki przejęli ją od znanego wtedy Witruwiusza, z którego lektury można było wysnuć interesujące wnioski, a którego pisma kopiowano przez całe średniowiecze. Częściowo zaś – od Arabów. Ci z kolei wzięli tę wiedzę od starożytnych, twórczo ją rozwijając. Praktycznie stworzyli trygonometrię.
W XII w. Rajmund, arcybiskup Toledo, założył szkołę tłumaczy. Trudzili się oni nad przekładem z arabskiego na łacinę dzieł autorów helleńskich i muzułmańskich. „Łupem” zachodnich Europejczyków stały się dzieła Greka Euklidesa i Araba Alchawarizmego. Szczególnie cenne było to drugie. Zachód zapoznał się z algebrą. Tacy architekci jak Villard de Honnecourt poznawali ten dorobek w szkołach w Chartres i w Paryżu.

Znali oni zasady pozwalające na wznoszenie elewacji budowli w oparciu o plan i wcale nie traktowali tego jako szczególnie zasługującej na ukrycie tajemnicy.
Technik tych nie miał również za sekret niemiecki architekt Roriczer, który w 1486 r. wydrukował dziełko, objaśniające, jak narysować prawidłowo sterczynę, biorąc za punkt wyjścia jej podstawę. W jednym kwadracie wykreśla drugi według metody zastosowanej przez Villarda de Honnecourt. W wewnętrznym kwadracie buduje trzeci kwadrat, następnie zaś przesuwa kwadraty w taki sposób, by większe były obramowaniem dla mniejszych.

Metodę tę uważali jednak za sekret murarze. W 1459 r. mistrzowie kamieniarscy z różnych miast niemieckojęzycznych spotkali się, żeby ujednolicić statuty swych szop. Wśród postanowień tego szacownego zgromadzenia znajdą się paragrafy zabraniające zdradzania osobnikom z zewnątrz sztuki wykreślania budowli za pomocą planu.

Wiek piętnasty jakże w tej mierze różnił się od stuleci „krucjaty katedr”! Kiedy budowano gotyckie katedry, Europa owładnięta była duchem wolności gospodarczej i wolności jednostki. Odrodzenie zabiło tę wolność: pojawiły się pierwociny monarchii absolutnych, a w rzemiośle triumfował duch korporacjonizmu. Zarówno architekci, jak i murarze, pilnie strzegli zawodowych tajemnic, nie dopuszczając obcych do swego grona. Zwyciężał stanowy i grupowy egoizm. Synowie dziedziczą po ojcach, a odpowiedzialne stanowiska przypadają nie najzdolniejszym, a posiadającym najlepsze „plecy”.
Jerzy Grundkowski

WARSTWY – DACHY i ŚCIANY 1’2001

Udostępnij ten wpis

Post Comment