Imperium kamienia: Koloseum

W II poł. I wieku potężne imperium rzymskie dotknięte zostało przez poważny kryzys wewnętrzny, związany z osobą panującego władcy. Cesarz Neron, ostatni przedstawiciel dynastii julijsko-klaudyjskiej, kazał podpalić stolicę, by na powstałym pogorzelisku (spłonęła najbrzydsza część miasta, rażąca wysublimowane cesarskie gusta) wznieść przepiękny zespół pałacowy, nazwany Złotym Domem, a rozciągający się na terenie obejmującym 80 ha.

Szaleństwa i ekscesy Nerona sprowokowały reakcję armii i senatu. Zmuszony do ucieczki cesarz popełnił samobójstwo, a do rywalizacji o opustoszały tron przystąpiło kilku dowódców legionowych. Szczęście uśmiechnęło się do Wespazjana, dowódcy armii stacjonującej na rzymskim Wschodzie. Legiony Wespazjana zwycięsko zakończyły wojnę domową, wstrząs był jednak poważny, poruszenie w umysłach – wielkie. Jakoś należało załagodzić społeczne nastroje.
Wespazjan polecił zburzyć Złoty Dom, stawiając w tym miejscu budowlę służącą nie kaprysom jednostki, a potrzebom wszystkich.
Taka była społeczna geneza powstania największej kamiennej budowli rzymskiego świata – gigantycznego amfiteatru, zwanego Koloseum.
Prace budowlane rozpoczęto w kilka miesięcy po zdobyciu władzy przez zwycięskiego wodza, w 70 roku po Chrystusie. Wespazjan do dyspozycji budowniczych oddał 70 tysięcy niewolników. Byli to jeńcy żydowscy, ofiary nieudanego powstania, zakończonego zburzeniem Jerozolimy przez wojska Tytusa, syna Wespazjana, ale to nie oni odgrywali decydującą rolę. Główny ciężar budowy spoczywał na setkach prywatnych przedsiębiorstw, zatrudniających najlepszych rzemieślników. Przedsięwzięcie zorganizowano w ten sposób, że całą kolistą budowlę podzielono na cztery sektory; za każdą “ćwiartkę” odpowiadała inna ekipa.
Najpierw wykopano potężne trójkondygnacyjne fundamenty. Potem wbito w ziemię siedem koncentrycznych kręgów filarów, których zadanie polegało na utrzymaniu gigantycznego ciężaru. W każdym kręgu znajdowało się 80 filarów.
Oczywiście, filary musiały być skonstruowane z niezwykle wytrzymałego materiału. I znaleziono taki materiał, nawet daleko nie szukano. Był niemalże “na wyciągnięcie ręki”.
Trzydzieści kilometrów od Wiecznego Miasta leży miejscowość Tivoli. Jeszcze teraz w tamtejszych kamieniołomach pozyskuje się t r a w e r t y n, skałę osadową o barwie zbliżonej do bieli “wpadającej” w jasny beż, z lekką domieszką kremową.
Aby odłupać blok trawertynu, współcześni robotnicy wyrąbują w skale szczeliny; następnie wkładają w nie… worki z wodą! Po jakimś czasie „pracująca” woda rozłupuje skałę i kamienny blok majestatycznie odłącza się od macierzystego podłoża.
Rzymianie postępowali podobnie z tym, że zamiast worków używali drewna nasączonego wodą.
Wspomnianego trawertynu, tworzącego korpus oraz podstawę potężnego, wysokiego na pięćdziesiąt metrów amfiteatru, zużyto podczas budowy ogromne ilości, szacowane na pół miliona ton!
Fachowcy obliczyli, że gdyby z tej masy trawertynu utworzyć sześciany o trzydziestocentymetrowej krawędzi i postawić jeden obok drugiego, to utworzony w ten sposób “tor” miałby ok. tysiąca kilometrów długości, czyli spokojnie pokonałby ów hipotetyczny szlak całą Italię!…
Nie tylko jednak trawertyn… Przy pracach budowlanych zużyto 150 tysięcy ton najprzedniejszego marmuru, który znalazł zastosowanie przede wszystkim w pracach wykończeniowych; marmur stosowano w loży cesarskiej, korytarzach prowadzących do sektorów przeznaczonych dla senatorów i ekwitów etc.
Ażeby kamiennym blokom nadać pożądaną spoistość, łączono je żelaznymi sworzniami, zalewanymi później ołowiem. W nabyciu przez konstrukcję niezbędnej trwałości niezaprzeczalną rolę odegrał też “cement rzymski”, czyli protoplasta współczesnego betonu.
Znaczenia tej substancji, opisywanej już na łamach “Warstw”, nie można przecenić. Jej wiążące właściwości dla trwałości Koloseum, podobnie jak i dla przetrwania w czasie innych rzymskich konstrukcji, posiadają niewątpliwie znaczenie podstawowe i rozstrzygające.
Prawdopodobnie Rzymianie cement odkryli przypadkowo, nie umniejsza to jednakże wagi ich wynalazku; w końcu również przypadkowo Flemming odkrył lecznicze własności penicyliny, jego zasługą było docenienie wagi odkrycia, zrozumienie znaczenia przyszłych zastosowań.
Istotną cechą rzymskiego “charakteru narodowego” był pragmatyzm; inżynierowie z epoki Wespazjana doskonale wiedzieli, iż przy wznoszeniu wysokiej budowli każda kolejna wyższa warstwa musi składać się z coraz to lżejszych materiałów. Jednocześnie owe materiały powinny odznaczać się należytą trwałością.
Ma się rozumieć, nad tym, jak długo konstrukcje ich przetrwają, dawni władcy świata, przynajmniej śródziemnomorskiego świata, nie zastanawiali się, bo tego po prostu nie da się ocenić, nawet dziś, uzbrojeni w matematyczno-komputerowy aparat, nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
Po prostu starali się budować jak najlepiej – i to im wychodziło.
Toteż w górnych partiach amfiteatru niepodzielnie królowała cegła. Dwa stulecia wcześniej nie byłoby to możliwe. Podobnie jak Egipcjanie, Babilończycy oraz inne antyczne nacje, mieszkańcy miasta na siedmiu wzgórzach, cegły nie wypalali, lecz ją suszyli. Tak pozyskany materiał budowlany odznaczał się wszystkim, tylko nie najbardziej pożądanymi cechami: ani nie był trwały ani wytrzymały. Dopiero pomysł polegający na nadawaniu (podłużnym) cegłom zdecydowanie większej odporności poprzez wspomniane poddanie procesowi wypalania, podczas którego zawarte w glinie powietrze zamieniało się w gazy, przyczynił się do powstania zjawiska “pięcia się budowli”, osiągania przez nie wysokości może nie tak wygórowanych jak te osiągane przez gotyckie katedry, ale wedle naszych kryteriów – nader przyzwoitych, zarówno Witrywiusz, jak i satyryk (a także – poeta) Juwenalis, wspominają o siedmiopiętrowych insulach, to jest czynszowych kamienicach, zaludnionych przez rzymską biedotę, stłoczoną przez pięć-sześć osób w jednej izdebce. Notabene, budynki te często się zawalały.
Z cegły suszonej można było postawić dom najwyżej jednopiętrowy, w przypadku wypalanej – sprawy przybierały zgoła inny obrót. Stąd te pięćdziesiąt metrów wysokości pierwotnego Koloseum.

imperium kamienia koloseum z1_106-01 imperium kamienia koloseum z2_106-02

Amfiteatr posiadał rozmiary sto osiemdziesiąt na sto pięćdziesiąt sześć metrów. Budowa trwała 10 lat. Wchodziło się do niego przez 77 numerowanych wejść: podobno te 50 tysięcy widzów, które w normalny dzień zapełniało Koloseum, było w stanie opuścić je w 5 minut. Wstęp był oczywiście bezpłatny. Oczywiście, ponieważ budowę amfiteatru trudno byłoby zaliczyć do przedsięwzięć komercyjnych. Cel był inny. Amfiteatr służył umocnieniu pozycji politycznej osoby fundatora, senatora bądź cezara. Decydujący się na wystawienie tak kosztownej budowli cesarz Wespazjan pragnął niejako “ubić jednym strzałem dwa zające”. Zamierzał odciąć się od niechlubnej spuścizny poprzednika (Neron wystawił Złoty Dom tylko gwoli zaspokojenia własnej próżności, Wespazjan budował d l a obywateli) i zdobyć uznanie dla siebie i swego przyszłego następcy – Tytusa.
Cesarz nie doczekał ukończenia przedsięwzięcia, zmarł rok przed oddaniem budowli do użytku. Odbyły się wspaniałe igrzyska, podczas których zabito tysiące ludzi i zwierząt. Cezar Tytus, by zdobyć poklask tłumu, zorganizował w Koloseum prawdziwą bitwę morską! Arenę zalano wodą; nie mogło być jej zbyt wiele – najwyżej na metr, w przeciwnym wypadku woda zniszczyłaby podziemne kondygnacje, które były prawdziwym “nerwem” amfiteatru. Tam znajdowały się pomieszczenia dla skazańców i gladiatorów, windy wynoszące na arenę dzikie bestie (windy działały na zasadzie przeciwwagi, obsługiwali je niewolnicy chodzący wokół kieratu), i tak dalej.
Tytus rządził krótko; w tradycji rzymskiej zapisał się jako dobry władca; po Tytusie tron objął jego brat Domicjan, który “dopracował się” opinii krwawego tyrana. Tenże Domicjan dla Koloseum zasłużył się tym, że na czas igrzysk – założono tam zaimprowizowany dach – gigantyczną markizę, złożoną z setek jedwabnych żagli, wspierającą się na dziesiątkach masztów, materiał ten był dekorowany złotem i purpurą tak, iż musiał to być przepiękny widok.
Igrzyska, będące swoistym festiwalem śmierci, organizowano w Rzymie aż do V wieku. Z czasem jednak zaczęły podupadać; imperium miało coraz więcej problemów z napierającymi zewsząd barbarzyńcami i o wystawianiu kosztownych widowisk, z udziałem paru tysięcy par gladiatorów, nie mogło być już mowy.
Była w nich jednak jakaś perwersyjna, pierwotna, iście diabelska siła… Jeszcze dziś, choć na arenie Koloseum już od piętnastu wieków nie umierają (w straszliwych mękach niekiedy!) ludzie, miejsce owo tchnie jakimś fascynującym, niemożliwym do wyrażenia majestatem. Piszący te słowa, pewnego dnia zasiadł – na krótko – na kamiennych ławach gigantycznego amfiteatru, tym samym znalazł się on w dwumilionowym gronie turystów corocznie zwiedzających ową “świątynię śmierci”. Wrażenie było nieprawdopodobne, niemal fizycznie czuło się, że zaraz wyjdą gladiatorzy i rozpocznie się nowy spektakl śmierci!
W “Wyznaniach” św. Augustyna znajduje się opowieść o człowieku, który, będąc szczerym i gorliwym chrześcijaninem, za nic w świecie nie chciał iść do Koloseum, bowiem uważał oglądanie krwawych igrzysk za coś niegodnego jego wiary; twierdził, że poniża to jego człowieczeństwo. Krótko mówiąc, bronił się przed tym rękami i nogami.
“Dobrzy” koledzy siłą zaciągnęli nieszczęśnika do amfiteatru. I wpadł z kretesem. Widok konających ludzi, zapach krwi, przedśmiertelne ryki wolno palonych żywcem (ubieranych w nasączony smołą materiał) skazańców, tak mu się spodobały, że od tego feralnego dnia dobrowolnie nie opuścił żadnego przedstawienia! Było to jak nałóg, nie potrafił się z niego wyzwolić.

imperium kamienia koloseum z3_106-03

Można w to wierzyć: Rzymianie praktycznie nie mieli innych rozrywek, a człowiek ma taką konstrukcję psychiczną, że potrzebuje oderwać się od trosk dnia codziennego, aby po prostu nie oszaleć.
W średniowieczu publiczne egzekucje zawsze gromadziły wielkie tłumy, a i dziś, w dobie telewizji, najchętniej oglądanymi programami są te, które pokazują przemoc, katastrofy i wszelakie nieszczęścia. (“Dobra wiadomość to żadna wiadomość!”). Nie dziwmy się więc starożytnym; gdyby w naszej epoce pozwolić masom na napawanie się krwawymi widowiskami, to po początkowym i obłudnym sprzeciwie, odzew zrobiłby się ochoczy i gorący.
Przez czterysta lat w kamiennym amfiteatrze oddały życie setki tysięcy ludzi; obecnie ich cierpienia upamiętnia krzyż.
W piątym wieku igrzysk zakazano, stało się to jednak dopiero sto lat po ogłoszeniu chrześcijaństwa religią panującą; siła tradycji była tak wielka, że obawiano się ją ruszyć.
W następnych wiekach Koloseum “awansowało” do rangi gigantycznego kamieniołomu, czerpano z niego obficie na potrzeby Rzymu; Rzymu wszakoż już nie cezarów a Rzymu papieskiego. Najbardziej jednak “pożywiali” się zwykli obywatele; nie musieli już martwić się o pozyskanie trawertynu i marmuru, cenne te materiały znajdowały się pod ręką, wystarczyło tylko opłacić ekipę kamieniarzy, a ci już wiedzieli, co zrobić.

Jerzy Grundkowski
Rys. Bożena Kokoszka

(Warstwy – Dachy i Ściany numer 4/2003)

Udostępnij ten wpis

Post Comment