Kamień naturalny – zarys dziejów cz. IV

Po likwidacji Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie, wykształceni ludzie żyjący w czasach wojen, epidemii, klęsk głodu i w klimacie ogólnej beznadziei, sądzili już, że nastał koniec wszystkiego, co utożsamiane było z odchodzącą cywilizacją, i nie wyobrażali sobie nadejścia innej. W ich mniemaniu barbarzyństwo miało zatriumfować na wieki.
W sensie militarnym Rzym zniszczyli Goci. Ich ojczyzną była kraina nieskażonej i okrutnej bieli, w której ślepły nawet wilki: Skandynawia. W pierwszym wieku przed Chrystusem wylądowali u ujścia Wisły: na terenie przyszłej Polski zabawili około dwustu lat, wciąż szukając lepszego miejsca do życia, ciągle walcząc i zwyciężając sąsiednie plemiona, dotarli do Morza Czarnego i jako pierwsi zjednoczyli Europę środkowo-wschodnią.
Gockiemu imperium z centrum na stepach czarnomorskich zagrozili jednak przybysze z Azji ? straszliwi Hunowie. Ci spośród Gotów, którzy odmawiali poddania się władzy azjatyckich koczowników, wpadli w granice imperium rzymskiego i pod Adrianopolem zniszczyli rzymską armię i zabili cesarza Walensa. Odtąd historia miała się powtarzać, choć niby nie powtarza się nigdy. Legiony ustępowały pola gockim wojownikom. W 406 roku spalili oni Rzym. Świat zadrżał ze zgrozy. Na początku szóstego wieku zajęli Italię. Wyparli ich dopiero, po 50 lat trwających walkach, wschodni Rzymianie-Bizantyjczycy. W armii dokonującej rekonkwisty nie było już jednak zromanizowanych obywateli imperium, nie mówiąc już o Rzymianach właściwych: ci od dawna rozpłynęli się w masach napływowej ludności. Wojska bizantyjskiego cesarza składały się w masach napływowej ludności. Wojska bizantyjskiego cesarza składały się z najemników germańskich, perskich i huńskich. Sukces ten był krótkotrwały. Na Italię napadło ostatnie z germańskich plemion okresu wędrówek ludów ? Longobardowie. Bizancjum uratowało jedynie odosobnione enklawy w południowej Italii.
Po tych wojnach na ogromnych połaciach ziemi niemal już nie uprawiano pól, zamienionych w ugory, niszczonych przez powodzie.
Miasta zarastały trawą, nie było nikogo, kto zadbałby o niszczejące kamienne budowle, będące chwałą Rzymu. Wsie zamieniały się w widma. Krwawe żniwa zbierały choroby. Krążyły napawające strachem legendy. Przypominano sobie, jak to rok przed nadejściem zarazy zaczęły brudzić się różne przedmioty. Wszędzie pojawiały się czarne plamy. Gdy usiłowano je zetrzeć, powiększały się! Tak jakby materialny świat zapadł wcześniej na tę chorobę, która później powalała ludzi. Na ich ciałach zaczęły pojawiać się gruczoły wielkości orzecha, a następnie przychodziła gorączka zabijająca w parę dni.
Niewielu ją przeżyło! Regres cywilizacyjny stworzył warunki do rozpanoszenia się epidemii dżumy. Nieliczni ocaleli uciekali w lasy. W miastach i wsiach pozostały tylko ujadające psy. Na coraz większym obszarze zapadła cisza. Nie słychać było głosów wydawanych przez oraczy. Zboże na próżno czekało na żniwiarzy. Winne grona zwisały gołe i lśniące, lecz nikt ich nie zbierał.
Ci, co przeżyli, uważali, że świat wrócił do swych początków, kiedy wszystko tkwiło w bezruchu. Mylili się. Niebawem nadeszli Longobardowie, straszniejsi jeszcze od zarazy.
Epidemie w drugiej połowie tego okrutnego szóstego wieku swe krwawe żniwo zebrały dziesięciokrotnie. Ludzie byli sterroryzowani. Zewsząd wypatrywano nowych klęsk. W Paryżu opowiadano, że z chmury spadł krwawy deszcz, brudząc ubrania. Paryżanie darli odzienie na sobie, byle nie przypatrywać się owym zwiastującym nieszczęście plamom.
Wydawało się, że przyroda oszalała: widziano przerażające węże ześlizgujące się z chmur na ziemię. Inni opowiadali o znikaniu miast, zmiecionych przez epidemie.
Narodziny wieków średnich to był dlatego taki okropny czas, że akuszerką uczestniczącą przy porodzie nowej epoki była dżuma, opanowana przez medycynę dopiero w naszym stuleciu. Dla ówczesnych ludzi dżuma była najgorszym objawem starzenia się świata. Ziemski krajobraz stał się krajobrazem smutku. Zawalone mosty, zniszczone nawierzchnie ulic, rozpadające się, przez nikogo nie odnawiane budynki, wszędzie trawa i wycie wilków: taki był obraz tej wyludnionej epoki.
Liczba ludności spadła zastraszająco: gęstość zaludnienia w porównaniu z epoką dominacji rzymskiej była żałosna. Galię zamieszkiwało 5 osób na kilometr kwadratowy. Germanię i Anglię ? jeszcze mniej. Uprawiano tylko kilka procent ziemi. Słabość biologiczna ludzi świtu średniowiecza ograniczała długość ich życia. Panoszył się trąd, dotykający również najzamożniejszych. Było bardzo wielu ludzi cierpiących na zaburzenia nerwowe, a także ?usidlonych przez demony?. Umierało 40 procent dzieci. Noc znajdowała się pod władaniem zjaw i duchów. Kiedy ustępowała, wcale nie było raźniej. Z przerażającej ciszy wyrastały zniszczone miasta, kościoły z zawalonymi dachami oraz ruiny budynków publicznych. Ogromne połacie ziemi zajęte były przez powodzie, wywołane nieustającymi deszczami.
Woda stanowiła istotną przeszkodę dla próbujących przetrwać rozproszonych ludzkich zbiorowości. Była największą groźbą dla pól i osiedli. Na terenach przez nią opanowanych żyły węże, symbol diabelskiego zła. Wytępienie na jakimś obszarze węży stanowiło dowód zwycięstwa dobra nad złem. Bohaterami cichej walki o odzyskanie zalanych terenów byli eremici. Ci świątobliwi ludzie odważali się pójść tam, gdzie nie poszedłby nikt poza nimi. Życie wracało bardzo powoli, ale wracało.
Kres cywilizacji antycznej był końcem miasta i zmierzchem kamienia naturalnego jako materiału budowlanego.
Niewiele miast zdołało zachować swe mury, zburzone przez najeźdźców. Europa jawiła się jako skarlała.
Wielkie kamienne budowle, nadające miastu charakterystyczny wygląd, stopniowo znikały z krajobrazu, wydając się nieproporcjonalnie duże w stosunku do liczby ludności. Kronikarz królestwa Franków opowiada o pewnej imponującej budowli, która skruszyła się i jakby sama się złożyła. Nie zamieszkałe budynki wszędzie padały pastwą czasu i zniszczeń dokonywanych przez niekorzystne warunki atmosferyczne (deszcze, powodzie i ogólne oziębienie się klimatu). Ich rozrzucone resztki niekiedy wykorzystywane były do stawiania pałaców i kościołów. Niekiedy ? i niezbyt często. Bardziej typową reakcją była zgoda na niszczenie kamienia.
Kamień wyraźnie przegrywał z drewnem. Ówczesne źródła historyczne wspominają o wielkim powodzeniu drewna w epoce początków średniowiecza. Do upowszechnienia się drewna jako materiału budowlanego przyczynili się najbardziej Germanie.
Musimy pamiętać o tym, że germańscy wojownicy stanowili warstwę rządzącą Zachodu. Prawo do władzy zdobyli mieczem. Byli nieliczni (w opanowanej przez Wizygotów Galii zdobywcy stanowili dwa procent ludności, podobne proporcje były w innych krainach zachodniej części imperium), lecz mężni i wytrzymali na trudy. Miastem gardzili. Z ludnością podbitą pochodzenia gallorzymskiego czy iberorzymskiego, nie spoufalali się. Częsty był obrazek następujący: zrujnowana rzymska kamienna willa, z zawalonym dachem, jako tako jeszcze wyglądającą fasadą, ale już bez tynków ściennych i mozaik w środku: a obok tej opustoszałej rezydencji znajdował się tętniący życiem drewniany germański dwór, którego właściciele nie interesowali się nawet instalacjami willowymi: żyjąc po swojemu, jak do tego przywykli przez stulecia bytowania w polskich i niemieckich lasach (interesujące zabytki solidnego drewnianego germańskiego budownictwa odkrywane są m.in. teraz, podczas wielkiej akcji archeologicznej związanej z budową gazociągu jamalskiego; wiele z tych odkryć wymusi modyfikację wyobrażeń o prapoczątkach państwa polskiego; wiadomo już, że w drużynie Mieszka I było wielu Germanów).
Naukowcy ? specjaliści od średniowiecza sądzą jednak, że zwyczaje Franków, Gotów i Longobardów nie do końca tłumaczą sukces drewna i porażkę kamienia.
Wskazują też na przemiany natury mentalnej, zachodzące w elitach zachodnioeuropejskich społeczeństw.
Jak ci wybitni przedstawiciele owych elit żyli dawniej, nim jeszcze nie rozpadł się stary porządek rzeczy?
Otóż taki Rzymianin miał dwa domy: rezydencję wiejską i miejską. Ta druga potrzebna była jako oparcie dla intensywnego życia towarzyskiego. Miasto kusiło rynkiem, termami (termy odgrywały rolę ówczesnych lokali gastronomicznych i obiektów kulturalnych), bazyliką, palestrą i biblioteką. Można było w nim spotkać się z przyjaciółmi i po prostu ponarzekać sobie na ?ciężkie czasy? (a tymczasem one dopiero nadchodziły).
Wszelako przeraźliwe spustoszenia, jakich kamienne miasta doznały w wyniku upadku Rzymu, odcisnęły wyraźnie negatywne piętno na umysłach nobilów.
Przyzwyczaili się oni do życia na wsi. Coraz słabiej odczuwali potrzebę posiadania wygodnej siedziby z wodociągami i łazienkami. W oczywisty sposób budowla kamienna lepiej aniżeli drewniana zabezpieczała te potrzeby, poza tym była ona mniej narażona na konsekwencje pożaru.
Upadek instytucji publicznych zmuszał arystokratów do zajęcia postawy ksobnej; sprowadzała się ona do dbania jedynie o interesy ludzi z najbliższego otoczenia. Wiejskie rezydencje stały się patrycjuszowskimi willami, zmierzającymi do autonomii gospodarczej.
Przynosząca zniszczenia wojna zmuszała jednak do odbudowy. Łatwiejsza była restauracja drewniana. Ostrogocki władca Italii, król Teodoryk Wielki, musiał przypominać swym rzymskim poddanym o obowiązku odnawiania murów miast. Zalecał im stosowanie w tym celu kamienia polnego. Dowodzi to zupełnego oderwania się ludzi od wspólnego dobra ? miasta. Miasto już nikogo nie obchodziło. Straciło swój powab z momentem, kiedy kamienno-ceglane obwarowania, spajane rzymskim cementem, czyli zaprawą pucolanową, przestały chronić mieszkańców przed niebezpieczeństwem ze strony łupieżców.
Nieliczni ocaleli z wojennej pożogi mieszkańcy często nie znali prawdziwego przeznaczenia wspaniałych kamiennych budowli, wśród których przyszło im żyć, czy raczej; prowadzić smutną egzystencję.
Termy w Arles uważane były za pałac Konstantyna, a o innych mówiono, że są pogańską świątynią. Amfiteatry przerabiano na magazyny, kościoły i klasztory. Nowe drewniane budynki, sąsiadujące ze starożytnymi konstrukcjami, stwarzały powód do opłakiwania przeszłości przez ludzi owej świadomych: zakonników i księży. Zbyt jaskrawe były różnice w wykonawstwie, rzucał się w oczy prymitywizm środków i ogólne ubóstwo wystroju. Powierzchnie miast radykalnie skurczyły się. Miasta nabrały surowego, militarnego charakteru. Mimo to więcej było w nich drewna niż kamienia naturalnego. Najwięcej zaś kamienia walało się po polach i łąkach. Nowa epoka rodziła się na ruinach starej. Pasożytowała na niej; dziedziną życia, gdzie było to widoczne w sposób szczególny, było budownictwo.

Jerzy Grundkowski

WARSTWY ? DACHY i ŚCIANY numer 3’99

Udostępnij ten wpis

Post Comment